Marian Bartkowiak
Tytułem wstępu - bardzo nas cieszy, że Państwo z taką skrupulatnością gromadzicie informacje i źródła o członkach swoich Rodzin, że pamięć o Bohaterach tamtych dni jest wciąż żywa i przekazywana z pokolenia na pokolenie - dziś olbrzymią niespodziankę zrobił nam Pan Roman Wójcicki nadsyłając biogram MARIANA BARTKOWIAKA - zapraszamy do przeczytania!
Niech pamięć trwa!
**************************************
Marian Bartkowiak
Przed nami kolejna rocznica (102) wybuchu Powstania Wielkopolskiego jest okazją do tego by uczcić pamięć Tych,którzy w walce o wolność i niepodległość naszej Ojczyzny podczas Powstania Wielkopolskiego wysiłku nie szczędzili. Zostało po nich mało dokumentów lub pamiątek, wiele z nich przepadło podczas II Wojny Światowej. Dlatego na podstawie posiadanej wiedzy i dokumentów, chciałbym zapoznać Państwa z postacią brata mojego dziadka Mariana Bartkowiaka oraz jego udziałem w walce o niepodległość.
Urodził się 8 kwietnia 1900 roku w Powidzu (Kurheim) w rodzinie Franciszka i Wiktorii z domu Sommerfeld. Od roku 1906 –1913 uczęszczał do Szkoły Powszechnej w Powidzu, który znajdował się w zaborze pruskim.Jako siedmiolatek brał czynny udział w strajku dzieci szkolnych w Powidzu.Powodem wybuchu strajku, był poufny nakaz rozszerzenia wykładu religii na stopień najwyższy, czyli w klasach I i II. Strajk polegał na odmowie rodziców do pobierania przez dzieci nauki religii w języku niemieckim, odmowie przyjęcia przez dzieci niemieckich katechizmów oraz zachowaniu milczenia przy odpytywaniu. Za udział w strajku był gnębiony przez nauczycieli i ukarany został aresztem szkolnym. Pomimo represji ze strony zaborcy w Powidzu kwitło również życie kulturalne, Marian Bartkowiak należał do orkiestry zrzeszającą młodzież szkolną.
Od najmłodszych lat wychowywany był w wierze katolickiej jak również w duchu patriotyzmu. Po śmierci rodziców (ojciec –1907 r., matka –1915 r.) zostaje wraz z młodszym bratem Leonem (moim dziadkiem) sam. Obaj bracia trafiają pod opiekę sąsiada Wojciecha Ołtarzewskiego (powstaniec wlkp.)
Ukończywszy szkołę powszechną przez okres prawie czterech lat praktykował w zawodzie rzeźnika. Należał do organizacji „Młodzieży Polskiej” i Towarzystwa Sportowego „Sokół” w Witkowie.W 1917 roku zostaje wcielony do Armii Niemieckiej, do 1 Ermlandisches Infatiere Regiment Nr 150 Allenstein (Olsztyn). Posiadał stopień szeregowca i był wyznaczony do obsługi karabinu maszynowego.
Rewolucja niemiecka w listopadzie 1918 roku zastała go jako żołnierza na urlopie w rodzinnym mieście,do swej jednostki wojskowej już nie powrócił, zdezerterował. Na wiadomość o wybuchu powstania w Poznaniu, Józef Bilski zorganizował w Powidzu oddział, który nazwano Kompanią Powidzką lub później kompanią szturmową. Podstawą uzbrojenia oddziału stanowiła broń przywieziona przez żołnierzy przebywających na przepustkach, późniejszych dezerterów. 27 grudnia 1918 r. po uzyskaniu informacji o transporcie granatów przewidzianych dla stacjonujących w Anastazewie żołnierzy niemieckich, kilku odważnych Powidzan w tym również między innymi Marian Bartkowiak na stacji kolejki wąskotorowej obezwładniło konwój Grenschutzu i zarekwirowało skrzynie z granatami. W dniu następnym tj. 28 grudnia pod osłoną nocy Józef Bilski wraz z oddziałem wyruszył w kierunku Anastazewa gdzie znajdował się posterunek Grenschutzu, tam brat mojego dziadka wraz z pozostałymi rozbiwszy Niemców zdobył karabin maszynowy. Kolejnym celem dzielnych druhów było oswobodzeniu pobliskiego Szydłówca.
Dalsze losy kierują Bartkowiaka na front północny–nadnotecki, gdzie pod dowództwem pułkownika Grudzielskiego jako obsługa karabinu maszynowego uczestniczył wraz z Kompanią Powidzką w walkach pod Kcynią, Nakłem, Szubinem, Rynarzewem, Margoninem,Budzyniem i Próchnowem.
Po zakończeniu Powstania Wielkopolskiego 2 marca 1919 r. wraz z Kompanią Powidzką został wcielony do 4.Pułku Strzelców Wielkopolskich (tzw. Czwartacy).Od 30 kwietnia 1919 r. do września 1920 r. brał udział w wojnie polsko –bolszewickiej na froncie litewsko –białoruskim. Front ten miał za zadanie obronę Wilna, Lidy i Baranowicz przed naporem sił bolszewickich, a koncentrował się w pobliżu Mińska i Bobrujska. Marian Bartkowiak pozostawał w czynnej służbie wojskowej do 1922 roku.
W 1924 roku ożenił się z Rozalią Jagodzińską i zamieszkał w pobliskim Witkowie. Należał do Towarzystwa Powstańców Wielkopolskich z roku 1918 –1919, później do Związku Powstańców Wielkopolskich.
Rok 1939 okupacja niemiecka – zostaje zmobilizowany do 58.Pułku Piechoty Gniezno i w szeregach Armii Poznań bierze udział w obronie Warszawy. Oddelegowany do straży ogniowej broniącej gmachów Sejmu i Senatu, przed pożarami podczas licznych nalotów na stolicę.
W październiku po klęsce wrześniowej powrócił w rodzinne strony lecz ukrywał się w Polanowie k/Powidza u rodziny Chmielewskich. Na przełomie września/października 1939r. okupant sporządził listy proskrypcyjne, na których widnieją wszyscy, którzy mogli zagrozić III Rzeszy między innymi powstańcy wielkopolscy. Losy wielu z nich były tragiczne, niektórych rozstrzelano lub skierowano do obozów koncentracyjnych.
4 maja 1940 r. Marian Bartkowiak wraz z grupą osób został aresztowany przez „Gestapo”. Osadzono go najpierw w Szczeglinie k/Mogilna placówka policji państwowej – Obóz Przejściowy (Staatspolizeitelle Hohensalza Ubergangslager). 9 maja 1940 r. przetransportowany został do obozu koncentracyjnego KL Dachau jako więzień polityczny (P) o numerze obozowym 9068. Wraz z nim do tegoż obozu trafili, między innymi Burmistrz Witkowa Stanisław Gowarzewski i jego synowie Bohdan i Roman, Wacław Gaziński, Alfred Sommerfeld z Powidza (brat stryjeczny Bartkowiaka).
W dniu 2 sierpnia 1940 r. przewieziony został do obozu KL Mauthausen i nadano mu numer obozowy 43229, a 23 stycznia 1944 r. przeniesiono go do podobozu KL Gusen. W Mauthausen –Gusen więźniowie polscy nie znali początkowo wyrażenia „ruch oporu”. W potocznej mowie to wszystko, co robili więźniowie, by uratować siebie i swych towarzyszy od zagłady, było nazywane samoobroną. Ta wola walki o życie, w obozach zagłady sprowadzająca się do walki o przetrwanie, przejawiała się w różnorodnych formach.Podejmowali ją więźniowie skazani na biologiczne wyniszczenie za wrogi stosunek do nazistowskiej ideologii lub uznani przez hitlerowskiego okupanta za zagrażających przyszłej „Wielkiej Rzeszy Niemieckiej”.
Działalność ta musiała być prowadzona wbrew reżimowi narzuconemu więźniom, konspiracyjnie i rozważnie. Możliwa była tylko dzięki umiejętnemu wykorzystaniu wszystkich słabych stron systemu obozu koncentracyjnego i pozyskaniu jak największej liczby więźniów. Było to bardzo trudne i wiązało się z wielkim ryzykiem; stawką było zawsze życie nie tylko organizatorów, ale – w myśl zasady zbiorowej odpowiedzialności stosowanej przez SS – życie grup więźniów lub życie całego obozu. Na terenie obozu działały tzw. grupy ziomkowskie lub organizacje konspiracyjne, których członkowie w obliczu śmierci nieśli pomoc i moralne wsparcie współtowarzyszom niedoli.
Jedną z takich grup, jak również najaktywniejszą była „Wielkopolanka” kierowana przez brata mojego dziadka Mariana Bartkowiaka w latach 1940 –1944. W początkowym okresie zrzeszała więźniów pochodzących z Wielkopolski i skupiała się na pomocy niesionej dla grupy najbardziej zaufanych. Dziadka brat jako przywódca tej grupy był przez współwięźniów charakteryzowany jako człowiek rozumny, zaradny, z natury optymistycznie patrzący na życie i zarażający tym kolegów niedoli, nawet w najtrudniejszym okresie istnienia obozu. Jako rzeźnik z zawodu dostał się do komanda obsługującego kuchnię obozową, a dzięki zdobytemu uznaniu dla jego fachowości przejść do obsługi kuchni SS. Był kucharzem cenionym przez szefów obu kuchni co dało mu znaczną swobodę działania. Wykorzystał ją do zdobywania dodatkowego wyżywienia, przy czym wykazał dużą zapobiegliwość w wygospodarowaniu nadwyżek, zręczność i odwagę w ich przemycaniu do obozu. Organizował całe kotły zupy i ziemniaków, znaczne ilości jarzyn i chleba. Zorganizowana w „Wielkopolance” grupa więźniów przejmowała tą żywności i rozdzielała ją, między najbardziej potrzebujących. Byli nimi z reguły inteligenci, a przede wszystkim nauczyciele i studenci, bo organizator –widząc, jak topnieją w obozie szeregi nauczycieli –dawał często wyraz obawom, że po wojnie„nie będzie miał kto dzieci nasze uczyć”.Z pomocy „Wielkopolanki” korzystali również lekarze, dziennikarze, poeci, artyści. Bartkowiak Był przedsiębiorczy i pomysłowy. Znajdował zawsze nowe sposoby przemycania żywności, gdy poprzednio stosowane stały się niepewne i groziły zdemaskowaniem –pisało nim jeden z jego podopiecznych. Gdy organizowanie zupy z kuchni obozowej było utrudnione na skutek kontroli, znalazł nowe źródło: pokarm dla zwierząt hodowlanych przy obozie. Kuchnia przygotowywała karmę dla owiec i psów, a dwa razy dziennie gotowała też ziemniaki dla królików. Bartkowiak z pomocą członków swojej grupy organizował przez długi czas codziennie po cztery wiadra strawy przeznaczonej dla zwierząt i rozdzielał na miejscu pracy między potrzebujących. Były to posiłki o wiele pożywniejsze niż zupa obozowa. Grupa ta nie ograniczała się tylko do zdobywania żywności i dzielenia jej między potrzebujących „Wielkopolanka” np. organizowała konspiracyjne obchody rocznic powstania wielkopolskiego, przekazywała również aktualne informacje polityczne. Dzięki tej akcji przeżyło obóz wielu więźniów. Działalność Mariana Bartkowiaka była związana z ryzykiem, ale zarówno on, jak i jego pomocnicy przed nim się nie cofali. Niestety któregoś razu został przyłapany przez SS –manów i dotkliwe pobity. Trafił na tzw. „rewir” czyli do szpitala obozowego, a tam dzięki pomocy polskiego lekarza jak również współwięźniów: Zygmunta Igłowicza oraz Bogdana Ogórkiewicza (nota bene mieszkańców Gniezna), cudem uszedł z życiem przed wytypowaniem do zagazowania. Ilu współwięźniów dzięki jego działalności pomocowej przeżyło, tego już nam nikt nie zaświadczy.
5 maja 1945 r. wojska amerykańskie wyzwalają obóz koncentracyjny KL Mauthausen – Gusen. Przeżywszy w nieludzkich warunkach 5 lata i jeden dzień, w lipcu 1945 roku powrócił do kraju. W 1946 r. zawiązał Polski Związek byłych Więźniów Politycznych Niemieckich Obozów Koncentracyjnych w Witkowie. Jako Prezes tego stowarzyszenia żywo interesował się losem wdów i sierot po poległych i pomordowanych w czasie wojny. W powojennej Polsce pracował zawodowo, prowadząc w Witkowie skup trzody chlewnej i bydła. Udzielał się społecznie, wielokrotnie przekazywał wiedzę o powstaniu wielkopolskim młodzieży szkolnej. Był Prezesem Koła Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Witkowie. To dzięki jego inicjatywie rozpoczęto budowę i w roku 1968 uroczyście odsłonięto pomnik Walki i Męczeństwa (obecnie Powstańców Wielkopolskich) w Witkowie. Przyczynił się również do budowy pomnika pomordowanych powstańców w Mielżynie. Zaszczepił wśród mieszkańców Witkowa oraz okolic pamięć o uczestnikach powstań narodowych. Za udział w Powstaniu Wielkopolskim oraz w obronie Warszawy został awansowany do stopnia podporucznika i odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym Krzyżem Zasługi.
Zmarł 3 marca 1975 r. i pochowany został na Cmentarzu Parafialnym w Witkowie.
Są w historii społeczności chwile godne uwagi naznaczone niespodziewanym heroizmem, godnym zapamiętania poświęceń, łącznie z daniną życia. Chwile te należy ze szczególnym pietyzmem chronić przed zapomnieniem, a przede wszystkim pamiętać o tych, którzy stracili zdrowie i życie w obronie wartości o których istnienie w świadomości nie każdy by ich podejrzewał.
opracował Roman Wójcicki